niedziela, kwietnia 29, 2007

Pisane po pijaku więc usunąłem. A byłem tak pijany, że w ogóle zapomniałem że to napisałem hehe

piątek, kwietnia 20, 2007

wtorek, kwietnia 17, 2007

piekna piosenka o zdradzie



Stąpamy we dwoje po niepewnym gruncie
Choć kto inny śpi przy tobie,
Nie ty mnie rano budzisz
Stąpamy we dwoje po niepewnym gruncie
Czasem nawet jest z tym dobrze
Wstyd o tym głośno mówić
Stąpamy we dwoje po niepewnym gruncie
Kiedy myślę, że cię kocham
Kiedy myślę, że cię chcę
Dawno mamy już za sobą pierwsze kroki w chmurach
Znamy dobrze swoje miejsce, wiemy dobrze gdzie nasz brzeg
Przy nadpalonych mostach
Gdzieś pomiędzy wierszami
Na skrzyżowaniu słów
Niewypowiedzianych
Gdzieś pomiędzy wierszami
Wybucha w nas permanentne siódme niebo
Już nie panuję nad zmysłami
Moje oczy są oczami wariata
Kiedy spotykają się z twoimi oczami

[pidzama porno - stapajac po niepewnym gruncie]

wtorek, kwietnia 10, 2007

czesc 7

Góry. Kalnica.

- Z kim byłeś tu ostatnio? - spytał Dominik
- Z Kaśką, taka szatynką.
- To była albo brzydka albo głupia, bo jej nie pamiętam.
Mikołaj się uśmiechnął i po chwili dodał - W sumie to jedno i drugie.

W kominku ogień powoli dogasał, popielniczka była pełna, butelki puste.
Pokój mieścił się w starej stodole, w miejscu kanapy, dwóch foteli i stołu kiedyś siedzibę miały świnie. Za kanapą było okno którego wcześniej nie było. W miejscu gdzie była szafka z telewizorem stała szafka z narzędziami. Drzwi obok szafy, która była obok okna też nie było wcześniej. Zresztą trudno było, poza kilkoma drewnianymi belkami sufitowymi i ceglanym murkiem, znaleźć w konstrukcji domku coś z przed dwóch lat.

Drzwi się otworzyły tak że klamka uderzyła w ścianę. Śniegu trochę zawiało do środka, za nim Eryk i zimny wiatr.
- Dzięki Dominik, naprawdę dzięki - rzadko się emocjonował, ale rzucając drewno pod kominek, widać było, że szybko mu nie przejdzie - dzięki, kurwa dzięki!
- Co się stało?
- Dominik tak się śmieje, że widzę, że on wiedział co się stanie jak już wychodziłem! Ooo! Znam Cię trzy godziny ale widzę, że zawsze tak samo udajesz, że nie wiesz co się stało - podnosisz brwi, otwierasz oczy ze zdziwienia, uśmiechasz się, przekrzywiasz głowę na prawo i podnosisz ręce.
Mikołaj zaczął się lekko śmiać.
- Masz tu te cygary - Eryk zza grubej flanelowej koszuli wyciągnął karton ukraińskich papierosów, potem dwie flaszki Olimpa - aha, zacząłem Ci dziękować. Dzięki za to, że kurwa przegoniłeś mnie przez to pole. Śniegu wcale nie ma do pasa - do jaj tylko był. Dzięki, że poznałem tutejsze psy czy to kurwa wilki były - już wiecie czego kurtki nie mam. I dzięki, że mnie uprzedziłeś że jesteś tacie winny za 5 flaszek i 2 kartony papierosów!
- No ale przecież masz to co chcieliśmy...
- Tak, bo Twój ojciec powiedział, że dopóki mu nie oddasz tego co mu ostatnio zabrałeś, to nic Ci nie sprzeda i Ci nic z Ukrainy już nie przywiezie. I tak sobie pomyślałem, że wolę zgodzić się na jego propozycję niż wracać tutaj po kasę, potem tam po zakupy i z powrotem tutaj. Dlatego przyniosłem to co chcieliście!
- A co ojciec chciał?
- Mój zegarek!
- Hahaha! - obydwoje już śmiali, a Dominik tak komicznie, że nawet Eryk się uśmiechnął.
- Siadaj, jutro popołudniu jak wstaniecie, to pójdziemy do Franka. A kurtka i tak była Magdy.

Dominik często sobie żartował, że jak chce coś w wiosce załatwić to tylko przez łóżko sołtysa. Albo chwali się, że spał z sołtysem. Czyli ze swoją żoną Magdą.

W kominku ogień płonął, popielniczka nie mieściła już petów, butelki znowu były puste.
Białoruski koniak w szklankach był ostatkiem alkoholu na ten wieczór. Eryk już spokojny, na następny dzień miał zatrucie tytoniem, Dominik siedział w fotelu, za dwie godziny wstawał do pracy, Mikołaj bawił się w dłoniach szklanką, patrząc jak podrabiany koniak spływa po ścianach naczynia.
- Magda ostatnio zauważyła, że ty ani razu nie przyjechałeś tutaj dwa razy z tą samą dziewczyną.
- No jakoś tak wychodzi. Ale przynajmniej poznajecie co jakiś czas kogoś nowego hehe.
- No no Mikołaj, ja Ci nie bronię, ale Magda mówi, że imion już nie może zapamiętać i dziwnie się czuję jak np my tu siedzimy a ona gotuje obiad z Twoją przyjaciółką, że tak powiem, i ją przeprasza co chwilę bo mówi: podaj makaron Ewa, a to Ola jest.
- A Ty zapamiętujesz?
- Ja nawet się nie staram, za duża rotacja.
- Poczekaj aż to Kindze powiem - uśmiechnęli się do siebie.

Ogień dalej płonął. Kinga już spała na górze ale Mikołaj został na dole, nie chciał jej budzić. Była zbyt zmęczona po podróży tutaj, a on był jej zbyt wdzięczny za to że przyjechała, żeby jej przerywać sen. Przykrył Eryka kocem, bo nie dali już rady z Dominikiem go przenieść do łóżka. Usiadł przy kominku i myślał głównie o przyszłej pracy, o tym co może dzięki niej zyskać. I o przeszkodach, które musiał jeszcze pokonać.
Dwie godziny później Dominik wyjechał do pracy, a Mikołaj wszedł na górę. Położył się do łóżka, budząc Kingę. Cieszył się, że może ją znowu tulić, całować, kochać się z nią i być przy niej. Był wdzięczny Erykowi, że się jej wygadał gdzie może go znaleźć i że pojechał razem z nią. I był wdzięczny Kindze, za to że zagrzała pościel.